To znak, że trudność
naszego systemu gospodarczego, docierała już wtedy do coraz większej
liczby osób, także do tych zamożniejszych. Dzisiaj podobne pytania
zadaje sobie coraz więcej osób – studentów, rodziców, osób które muszą
kupować dużo leków, a przede wszystkim przedsiębiorców.
A przecież to właśnie przedsiębiorcy
stanowią prawdziwą elitę społeczeństwa – nie dziennikarze, celebryci,
już nie mówiąc o politykach. I to przedsiębiorcy w Polsce zaczynają
coraz bardziej dostrzegać, że poziom obciążeń jakie nakłada na nich
system państwowy, nie jest normalny. Coraz wyraźniej widzą, że
biurokratyczna maszyna, w której wszyscy istniejemy, stosuje ucisk który
zwyczajnie jest zbyt duży. Zauważają też, że pieniądze, które są im
zabierane, są zwyczajnie marnotrawione – jedyne co się zmienia w
państwie, to powiększanie się armii płatnych urzędników, zmniejszanie
swobód obywatelskich i gigantyczne odprawy dla niekompetentnych
ministrów.
Ludzie biznesu mają coraz bardziej dość
utrudnień nakładanych przez niesprawiedliwe prawo, przerośnięty system
podatkowy, a nawet przez drapieżne firmy prywatne, które żerują na
ludzkim nieszczęściu wykorzystując źle napisane prawo. Przykładem tej
ostatniej sytuacji jest pozwanie przez pewną kancelarię prawną prawie
dwóch tysięcy przedsiębiorców do sądu z powodu błędów w regulaminach ich
stron internetowych. Chodziło tam o tzw. klauzule niedozwolone, czyli
treści, które są zabronione w regulaminach. Przepis może był pomyślany
jako ochrona dla konsumentów, ale był na tyle źle napisany, że wiele
firm znalazło się w poważnych kłopotach (musiały zapłacić duże kary) –
tylko z powodu błędów w regulaminach. Kto jest za to odpowiedzialny? Nie
tylko pazerny prawnik, który w ten sposób postanowił zarobić. Przede
wszystkim opłacani z naszych pieniędzy urzędnicy, którzy nie potrafią
dobrze napisać prostej ustawy.
Inną sprawą jest coś co już dotyczy
wszystkich – ogromne obciążenie podatkowe. Realne podatki w Polsce są na
poziomie 60% - jeśli uwzględnimy podatki, które zawarte są w produktach
i usługach które kupujemy. Na przykład na stacji benzynowej większość
ceny benzyny to akcyza, czyli podatek. A do tego właściciel stacji musi
zapłacić obsłudze i w tym zawarty jest podatek dochodowy. Ten podatek
musi być też przerzucony na klienta – właściciel stacji musi narzucić
większą marżę na benzynę, by biznes był dla niego w ogóle opłacalny. Dla
porównania realne opodatkowanie za czasów okupacji hitlerowskiej, było
na poziomie 30%, czyli o połowę mniejsze niż obecnie.
To dotyczy wszystkich, ale najbardziej
dotyka tych z nas, którzy zatrudniają innych. Oczywiście przedsiębiorcy
starają się zmniejszać to obciążenie, na przykład zatrudniając na umowę
zlecenie, albo rejestrując działalność gospodarczą w innych krajach Unii
Europejskiej. Co jest najgorsze, to że opłacani z naszych pieniędzy
urzędnicy państwowi już planują uniemożliwienie takich obejść. Planują
delegalizację umowy zlecenie – wszystko to pod płaszczykiem ‘wojny z
umowami śmieciowymi’. Kiedy dla każdego jest oczywiste, że jest to tylko
PR. A wystarczyłoby obniżyć podatki, a większą część przedsiębiorców
byłoby zwyczajnie stać by zatrudniać na umowę o pracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz